Mieliśmy szczęcie, wszystkie bilety były od dawna wykupione. John Williams to jeden z lepszych gitarzystów muzyki klasycznej na świecie. Koncert miał się odbyć na sali koncertowej Polskiego Radia imienia Witolda Lutosławskiego. Kiedy nasza grupa wychodziła z muzeum, tata już na mnie czekał. Niestety wyjechaliśmy zbyt późno i nie zdążyliśmy. Pani kasjerka wydała dwa ostatnie oczekujące na nas bilety komu innemu. Szczęście nas opuściło. W kolejce do kasy, w której już nie było biletów, stało 20 osób, a w niej my. Jeden z panów krzyczał, że nie będzie płacił abonamentu radiowo-telewizyjnego. Zadziałało to na Pana Kierownika, który w końcu się zlitował i wydał te 20 biletów pod jednym warunkiem, że musimy siedzieć na schodach. To mnie trochę przeraziło. Szczęcie jednak powróciło. Niestety, nie było zbyt wygodnie, ale za to bardzo fajnie i siedzieliśmy na samej scenie.
John Williams zagrał wiele pięknych utworów. W przerwie koncertu spotkałem różne znajome osoby z audycji i konkursów, a także mojego Pana od gitary. John Williams nauczył mnie jednej rzeczy, że gitarzysta to taka osoba która 90% czasu stroi gitarę, a 10% czasu na niej gra. Kiedyś chciałbym grać tak, jak on. Szczęście nas nie opuściło aż do końca koncertu. Udało nam się nakręcić krótki filmik. Oto on: