Marta! Po raz pierwszy na tego typu imprezie piłkarskiej. Jak przyznała po meczu, nie zawsze wiedziała o co chodzi, bo bez Szpakowskiego, czy Szaranowicza, to trzeba się trochę w przepisach orientować. Za to meksykańska fala, przyśpiewki o Biało-Czerwonych, czy graniu u siebie, przychodziły jej jakby intuicyjnie. Ciekawe, czy intuicyjne byłyby dla niej przyśpiewki często wykorzystywane na meczach ligowych o "pezetpeenie" ? :) Generalnie, pomimo pokaźnych inwestycji, jakie trzeba było poczynić i to nie tylko w szaliki i czapki, które i tak zostały zalane piwem przez fana-sąsiada, taki mecz i ceremonia otwarcie zdarza się tylko Once in a Lifetime. Aparat z teleobiektywem na stadion udało się wnieść niechcący, w częściach. Jako mały aparacik bez obiektywu (w mojej torbie) i rozkładaną lunetkę (w torbie Marty). W przeddzień tego wspaniałego święta, całą rodziną zrobiliśmy rozeznanie strefy kibica, stadionu i jego okolic na rolkach. Czas objazdu - 2 godziny. Teraz czekajmy na ostateczne rozwiązanie kwestii czeskiej... już w sobotę. Jutro!
Zapraszam do obejrzenia galerii:. Aby powiększyć zdjęcie kliknij na miniaturkę.
i film - wariacje stadionowe... koniecznie z muzyką!