Witający nas, niezwykle uprzejmi gospodarze z Peterem na czele, rozmawiają w niezrozumiałym dla nas języku. Błoto daje się we znaki. Murek, blisko kotłowniczego włazu, zaczyna powoli zapełniać się sprzętem nurkowym, aż do braku miejsca. Cała nasza brygada, a udało nam się tym razem zebrać w zacnym gronie dziewięciu nurków z XDiversTeam, nie licząc osób towarzyszących Marty i Izy, krząta się w zalegającym wszędzie błotku nosząc w różne strony mniejsze i większe części sprzętu. Cała drużyna podzielona została na dwie grupy A i B, które na przemian miały robić nurkowania turystyczne i kursowe. Dla niektórych z nas wyjazd do Molnar Janos, bo tak się nazywa to miejsce, kończył pewien, bardzo trudny, etap edukacji nurkowej.
Podwodna część jaskini Molnar Janos zaczęła być eksplorowana już na początku lat 70 poprzedniego stulecia. Odkryto niecałe 500 metrów tuneli. W roku 2002, dzięki wiertarce pneumatycznej, węgierskim nurkom udało się przebić do dalszych partii jaskini. Na dzień dzisiejszy znanych, opisanych i porządnie oznakowanych jest ponad pięć kilometrów mokrych korytarzy. Nie wszyscy mieszkańcy Budapesztu są świadomi tego, że pod ich domami wije się kilkukilometrowy zalany wodą labirynt. Oporęczowanie (oznaczenie dróg jaskini linkami i strzałkami) naprawdę robi wrażenie. Wykonane jest z grubych lin speleologicznych i dobrze umocowane do skał. Nie jest to jedyna rzecz, która nadaje temu miejscu urok. Woda do jaskini wypływa ze znanych już od kilku wieków termalnych źródeł. Zawsze uznawana była za leczniczą. W naszym przypadku, ludzi przyzwyczajonych do nurkowania w temperaturze wody od 3 do 10 stopni Celsjusza, molnarowskie 22 do 27 stopni sprawiało dziwne irracjonalne wrażenie, do tego stopnia, że czasami miało się uczucie pływania w ciepłym kisielu. Ale być może to tylko takie moje fanaberie. Na pewno niegdzie nie widziałem tak dobrze widocznej termokliny, czyli miejsca, gdzie woda cieplejsza miesza się z wodą chłodniejszą ,co objawia się efektem podobnym do falowania powietrza w upalny dzień.
O samej jaskini wystarczy powiedzieć tyle, że jest to najpiękniejsza jaskinia, w jakiej miałem przyjemność kiedykolwiek nurkować. Bardzo przestrzenna, pokręcona, z wieloma skrzyżowaniami. Istny labirynt. Główne wejście do jaskini to właśnie wspominany już niebieski właz. Pierwszy odcinek, około 10 minut nurkowania, prowadzi przez dosyć ciasne i kręte korytarze z jedną restrykcją, przez którą udało mi się przecisnąć z podwójnym zestawem butli na plecach, dwoma butlami u boku i jedną na tyłku. Wniosek: żadna to restrykcja. Po dziesięciu minutach płynięcia wpływa się do przestrzennej sali z wodą o słabszej przejrzystości i odczuwalnie cieplejszą. Tu mała niespodzianka. Jest to miejsce, które ponad powierzchnią wody ma komorę powietrzną. Co więcej można do tego miejsca dotrzeć także z powierzchni przez blaszane drzwi, piwniczny klimatyczny korytarz starej kopalni oraz wybitą w ścianie i skalę dziurę. Nie jest to miejsce, do którego dostęp mają wszyscy. Nam jednak, chyba dzięki nienurkującej Marcie i Izie, zostało ono ujawnione. Iście bajkowy klimat. W jeziorku, z którego pod wodą rozchodzą się korytarze do jaskini w co najmniej dwóch kierunkach, używali naturalnej sauny „przyjaciele rodziny jaskiniowców z Budapesztu”. Z góry widać także było światła latarek przepływających nurków. Dalsza część jaskini, za salą, wije się kilometrami w różnych kierunkach. Jej ściany wyglądają solidnie, jednak jest to tylko częściowa prawda. Po dotknięciu potrafi się unieść tuman mułu, który w kilka sekund może pomniejszyć nieograniczoną widoczność w jaskini do zera. Coś o tym wiemy, bo w natłoku prac nad kursowym kartowaniem jaskini, wpakowaliśmy się kilka razy w tę „twardą skałę”, za co dostaliśmy odpowiedni wykład umoralniający od Majkiego. Korytarze jaskini są generalnie bardzo przestrzenne, urozmaicone. W wielu miejscach rosną kryształy, które są obiektem szczególnej ochrony u opiekunów jaskini. Planów jaskini jako takich nie znaleźliśmy, oprócz poniższych:
Zrobiliśmy po cztery półtora- do dwugodzinnych nurkowania, osiągając maksymalną głębokość ponad 42,5 m.
Udało nam się także częściowo skartować jedną z tras.
Kliknij na zdjęcie, aby powiększyć i przejść do trybu prezentacji galerii
Do domu z Budapesztu wyruszyliśmy około 16:00 w niedzielę, mając nadzieję na punktualne przybycie do pracy :) Nawet się udało. Poza traumą, polegającą na liczeniu paliwa w samochodzie według reguły 1/3, pytaniem Marty co pięć minut, czy wszystko ok, szukaniu poręczówki na poboczu w momentach kiedy wjeżdżaliśmy w mgłę i markerów na skrzyżowaniach, co jakiś czas oglądałem się do tyłu i sprawdzałem, czy nie podąża za nami Majki, żeby zapchać rurę wydechową lub pozakręcać dopływ paliwa, tak dla treningu... W domu byliśmy po 3:00 nad ranem, w związku z czym nie było sensu już się kłaść spać, żeby w pracy pojawić się na 8:00. I tak minęły kolejne 20 godzin bez snu....
Oprócz doznań nurkowych mieliśmy okazję zwiedzić Budapeszt – piękne miasto...
Kliknij na zdjęcie, aby powiększyć i przejść do trybu prezentacji galerii
Nurkowali: Majki, Margita, Mariusz, Przemek, Kris, Kowi, Kuba, Robert, Rysiek (XDiversTeam)
Support powierzchniowy: Marta i Iza
Filmik, jak zwykle amatorski :):