A oto i sam artykuł:
Archeologia podwodna jest pasjonującym zajęciem. Jak się okazuje stwierdzenie to nie dotyczy tylko odczuć osób je wykonujących, ale również obserwatorów przyglądających się tej działalności z boku, uzbrojonych w arsenał sprzętu umożliwiającego fotodokumentację. Niestety, podobnie jak z samymi pracami podwodnymi, tak i ich dokumentacja okazuje się dosyć poważnym wyzwaniem. Podchodząc do tematu bardzo metodycznie, w przypadku fotografii każdego typu, całokształt panujących warunków w danym miejscu można próbować dzielić na te sprzyjające i niesprzyjające (czyt.: utrudniające). Wydawałoby się, że w tym przypadku natura wspaniałomyślnie tak poustawiała wszelkie swoje przełączniki i suwaki, że wypadkową warunków do robienia zdjęć można było spokojnie nazwać idealną, oczywiście w granicach jakie dane są z założenia akwenowi zwanemu Morze Bałtyckie. Spokojne morze, głębokość tylko 5m, bardzo dobra przejrzystość wody wspierana piękną słoneczną pogodą, ciepła, jak na tę porę roku woda. Nic, tylko chwytać za „arsenał”, wchodzić do wody (ostrożnie, żeby nie spaść z trapu), przyjąć odpowiednią stabilną postawę do strzału i maksymalnie wykorzystać kartę pamięci w lustrzance. Wszystkie te idealne warunki jednak zostały zniwelowane działaniem urządzenia nierozłącznie związanego z pracą archeologa podwodnego. Mianowicie, w trakcie, kiedy jedna grupa archeologów dokumentowała wrak, druga grupa, 10 metrów dalej, usilnie próbowała dokopać się do nieznanych jeszcze jego części przy wykorzystaniu tzw. edżektora – potężnego odkurzacza, który pod dużym ciśnieniem ze sprężarki zasysa muł i piach przykrywający wrak i przerzuca go na pewną odległość badanego obiektu, co z kolei powoduje unoszenie się wszechobecnych i tak ulubionych przez fotografów podwodnych drobin zwanych potocznie „farfoclami” w promieniu 1 mili morskiej.
Obiektem badań pracowników Centralnego Muzeum Morskiego w Gdańsku był jeden z wraków zatoki gdańskiej zwany Falburtem, który według badania dendochronologicznego zbudowany został po 1396 roku. Prace realizowane były w ramach projektu „Inwentaryzacja wraków u wejścia do portu gdańskiego”. W okolicy, w rejonie dawnego ujścia Wisły, na dnie morza zalegają jeszcze cztery równie cenne z punktu widzenia archeologicznego wraki.
Tak więc wracając do sedna, kluczem do sukcesu polegającego na zrobieniu porządnego zdjęcia w tych „idealnych” warunkach okazało się odpowiednie, poprzedzone wieloma eksperymentami, ustawienie lampy. Zarówno jej kąt, jak i moc w stosunku do pozostałych ustawień aparatu, musiały zapewniać pewne warunki. Z jednej strony odpowiednie naświetlenie obiektów na pierwszym planie tak, aby nie stracić, w zasadzie odzyskać, naturalne kolory obiektów. Z drugiej strony nie mogły dawać odblasków na wszechpływających drobinach. Oglądając to zdjęcie teraz, mam wrażenie, że tych drobin tam w ogóle nie było :)
Ustawienia aparatu:
Aparat: Sony A-55V
Obiektyw: Tokina 11-16mm F2.8
Obudowa: Ikelite z portem 6’’
Lampa: Ikelite DS 161
Ekspozycja: manualna; przysłona: f/5,6; czas ekspozycji: 1/40s; czułość: ISO-400